Towarzystwo Atletyczne Rozum
Towarzystwo Atletyczne Rozum

Młodzi mogą nas zastąpić

Młodzi mogą nas zastąpić
2010-06-27
Rozmowa z Markiem Paczkowem, trenerem polskiej reprezentacji sumo.

Przez wiele lat z sukcesami uprawiałeś zapasy…
Karierę zapaśniczą rozpocząłem w roku 1974 w rodzinnym Wrocławiu. Byłem kilkakrotnym mistrzem Polski juniorów, a  od roku 89 stałem się zawodnikiem krotoszyńskiego Ceramika. Po niemal dziesięciu latach zmieniłem profesję i zacząłem walczyć na dohyo.

Skąd wzięło się Twoje zamiłowanie do tej mało popularnej wówczas dyscypliny?
Kariera zapaśnicza dobiegała końca. Było wielu znacznie młodszych i lepszych zawodników. W pewnym momencie trener Lech Pauliński spytał mnie i kilku innych chłopaków, czy chcielibyśmy spróbować swoich sił w sumo. Wszystko zaczęło się bardzo optymistycznie, bowiem w drużynie wywalczyliśmy brązowy medal mistrzostw świata, wygraliśmy Puchar Polski, a indywidualnie stanąłem na trzecim stopniu podium podczas mistrzostw Europy.

Domyślam się, że początki nie były jednak najłatwiejsze. Dziś Towarzystwo Atletyczne Rozum dysponuje świetną bazą. Czy przed laty mieliście odpowiednie warunki do treningów?
Na początku trenerem był Lech Pauliński. Gdy w roku 99 zostałem najlepszym zapaśnikiem sumo do 115 kilogramów w Europie, mogłem wyjechać na kilkutygodniowy staż do Japonii. Stamtąd wywiozłem spory bagaż doświadczeń i rozpocząłem prowadzenie treningów w kraju. Na warunki narzekać nie mogliśmy, gdyż Ceramik posiadał jedyne gliniane dohyo w Polsce. Obecnie, w TAR-ze mamy świetne możliwości do prawidłowego rozwoju. Być może posiadamy najlepszą bazę w Europie. Korzystamy z dohyo glinianego, plastikowego, ze znakomicie wyposażonej siłowni czy maty zapaśniczej. Wszak na konsultacje i obozy przyjeżdżają do nas choćby Holendrzy.

W zasadzie niepotrzebne są więc wyjazdy na obozy przygotowawcze..
Można i tak to ująć. Nadal jednak twierdzę, że trenowanie bez przerwy w jednym miejscu nie wpływa dobrze na psychikę zawodników. Przydają się zatem wyjazdy w góry bądź nad może. Bezpośrednie przygotowanie startowe zawsze ma jednak miejsce w Krotoszynie.
Wróćmy jednak do Twojej kariery. Pięć medali mistrzostw świata, siedem zdobytych podczas europejskiego czempionatu, o dziesiątkach krążków wywalczonych na arenie krajowej nie wspomnę. Jakie były Twoje największe atuty, gdy jako zawodnik zjawiałeś się na dohyo?

W sumo stosuje się ponad 80 technik. Z racji tego, że dobrze opanowałem właśnie technikę walki, preferowałem zmagania w kontakcie. Miałem swoje ulubione sposoby powalania na kolana oraz parę chwytów rzutowych. Lubiłem czuć przeciwnika i kontrolować każdy jego ruch. Mój brat Robert nie stosuje z kolei chwytów za pas, a stara się uderzać i wypychać rywala z dohyo. W ten sposób zdobył trzy tytuły mistrza Europy i dwa mistrza świata.

Jakiś czas temu prezes Dariusz Rozum komunikował, iż Polski Związek Sumo wdroży w życie system szkolenia młodzieży. Czy i na ile ten pomysł jest realizowany?
Władze PZS już wprowadziły kilka jego elementów. Najważniejszy stanowią cykliczne konsultacje szkoleniowe, jakie odbywają się często, bo raz bądź dwa razy w miesiącu. Ponadto, przed najważniejszymi startami organizowane są zgrupowania kadry narodowej.

Rozumiem, że właśnie Ty prowadzisz zarówno obozy jak i poszczególne konsultacje?
Zgadza się. Jestem trenerem polskiej kadry seniorów jak i młodzieżowców oraz koordynatorem reprezentacji juniorów i kadetów, gdzie trenerem jest również Marek Konieczny z TAR-u.

Na jakiej podstawie powołujesz zawodnika? Bywasz na zawodach czy też konsultujesz nominację z trenerami klubowymi?
Bazujemy przede wszystkim na obserwacji zawodników podczas najważniejszych krajowych zawodów. Dzięki mistrzostwom Polski oraz prestiżowym turniejom jesteśmy w stanie wyselekcjonować perełki. Ci najbardziej utalentowani zawodnicy otrzymują zaproszenie na konsultację. Mam nadzieję, że w kolejnych latach znów pojawią się talenty na miarę Martina Alcera czy Arona Rozuma.

Jak wygląda konsultacja szkoleniowa?
Podczas trwania konsultacji, wraz z M. Koniecznym, uczymy osobę powołaną po raz pierwszy podstaw poruszania się po dohyo oraz poszczególnych technik. Sukcesywnie, wraz z kolejnymi konsultacjami wdrażamy coraz trudniejsze metody walki. Podczas treningów nie zapominamy również o niezmiernie istotnym elemencie, jaki stanowi taktyka walki.

Czy trudno jest łączyć obowiązki trenera kadry z pracą w klubie oraz obowiązkami zawodowymi?
Jestem oficerem Państwowej Straży Pożarnej pracującym w systemie 24 na 48 godzin. Z TAR-em póki co nie wiąże mnie jednak żadna umowa. Po prostu, gdy tylko mogę doradzam Markowi podczas zajęć, skupiając się na obowiązkach trenera kadry. By móc brać udział w konsultacjach zmuszony jestem do wykorzystywania urlopu.

Jaki element jest najważniejszy dla osoby uprawiającej sumo? Czy jest to siła, spryt, szybkość, technika, a może po prostu silna psychika?
Dobry zawodnik musi charakteryzować się wieloma mocnymi stronami. Przede wszystkim musi umieć odpowiednio poruszać się po polu walki, co wałkuję od wielu lat. Mocna głowa jest niezmiernie istotna, gdyż u wielu zawodników widać różnicę między tym, co pokazują  na treningach, a tym, co prezentują podczas turniejów. Stres i niezbyt duże obycie na imprezach międzynarodowych czasem negatywnie wpływają na postawę danego sportowca.

Czy pracujecie osobno nad psychiką sumków?
Bez przerwy. Każdemu wpajam, że walka jest bardzo krótka i dlatego też kluczowy staje się poziom koncentracji. Nie można pozwolić sobie ani na chwilę zagapienia. Powtarzamy zawodnikowi wychodzącemu do walki, że ma być skoncentrowany i skupić się wyłącznie na atutach, jakimi dysponuje.

Podczas tegorocznych mistrzostw Europy w Varnie, w szranki stanęło 350 zawodników z 26 państw. Co powiedziałbyś tym, którzy twierdzą, iż w sumo każdy może zdobyć medal?
Wszystkich ludzi mających podobne zdanie od zawsze zapraszam na dohyo, gdzie będą mogli spróbować swoich sił. Nawet byłym zapaśnikom światowej klasy nieczęsto udaje się kariera w sumo. Choćby Marek Garmulewicz, swego czasu medalista mistrzostw świata, najlepszy zapaśnik Europy i olimpijczyk. Tak utytułowany sportowiec w naszej dyscyplinie sobie nie poradził, przegrywając choćby ze mną. Przykładów można by mnożyć. Nawet medaliści olimpijscy w zapasach czy judo, nie osiągali sukcesów podczas mistrzostw Europy czy świata w sumo. Owszem, zdarzają się wyjątki od tej zasady, lecz znacznie więcej jest wcześniej przytoczonych przykładów. Poza tym, poziom naszej dyscypliny gwałtownie wzrósł, a Polska przynależy do ścisłej czołówki europejskiej i światowej.

Po sukcesach w Bułgarii, sumo znów miało swoje pięć minut. Co zrobić, by na dłuższy czas utrzymać zainteresowanie dyscypliną ze strony mediów?
Mamy dwie imprezy docelowe. W pierwszej połowie roku odbywają się mistrzostwa kontynentu, a w drugim półroczy mistrzostwa globu. Jeśli odnosimy sukcesy, przekazów medialnych jest sporo. By jeszcze bardziej promować naszą dyscyplinę, potrzeba większej liczby startów. Już nawet rozmawiałem z prezesem D. Rozumem na temat utworzenia ligi, na kształt rozgrywek zapaśniczych. Zawody drużynowe byłyby cykliczne, niezbyt długie i gromadziłyby sporą liczbę kibiców. Mam nadzieję, że ten pomysł uda się zrealizować.

Czyli również wolałbyś, by zawodnik trzy razy wziął udział w zawodach niż miałby trenować przez miesiąc bez startów?
Zdecydowanie tak. Tylko poprzez starty w turniejach można zdobyć doświadczenie oraz podnosić umiejętności. By stać się klasowym sumoką trzeba stoczyć bardzo wiele walk. Same treningi nie wystarczą, bo podczas zajęć nie ma publiczności, umotywowanego rywala i stresu. Będąc w Japonii, byłem świadkiem, jak najlepsi zawodnicy bezpośrednio przed startem sparowali z dwudziestoma przeciwnikami. Dopiero później meldowali się na dohyo. Liczba startów jest więc niezwykle istotna. Równe znaczenie ma poziom imprez. Lepiej bić się z kimś mocnym z Węgier, Ukrainy, Rosji czy Bułgarii, niż wygrywać z wszystkimi w kraju. Każdy start międzynarodowy procentuje najbardziej.

A jakim trenerem jest M. Paczków. Ma silną rękę, a może zdarza mu się pofolgować zawodnikom?
Najważniejsza jest ciężka praca podczas zajęć. Jestem typem obserwatora, który wyciąga wnioski. Wnikliwie oceniam każdy start moich podopiecznych, notując najważniejsze rzeczy i przede wszystkim błędy. Po powrocie z imprezy pracujemy nad wyeliminowaniem złych nawyków. Ponadto, zawodników wyjeżdżających na najważniejsze turnieje przygotowuję bezpośrednio pod umiejętności potencjalnych rywali. Tak było choćby w przypadku Wojtka Poczty, który pokonał m. in. ukraińskiego mistrza Europy czy innego byłego mistrza kontynentu Azera, co zaowocowało zdobyciem medalu. Czasem jest tak, że ktoś zdobędzie złoto, a i tak muszę wytknąć mu pewne braki. To dodatkowo mobilizuje zawodnika oraz trenerów.

Wielu trenerów nie stać na wypowiedzenie słów, że trenowany przez niego mistrz ma pewne niedociągnięcia…
Tego nauczył mnie pierwszy trener Antoni Puchała. On też jeździł na zawody i obserwował, wyciągając trafne wnioski. A. Puchała jak nikt inny potrafił dostrzec nowe trendy. Po powrocie z zawodów opisywał nowe techniki oraz style walki.

Kto z nowych wilczków, Aron Rozum, Martin Alcer, Jagoda Jochaniak, Mateusz Konieczny, może dorównać pod względem osiągnięć Tobie czy Robertowi?
Z pewnością jest grono zawodników, którzy mogą nas zastąpić. Każdy z nich musi jednak zrozumieć, że samo posiadanie talentu nie wystarczy. Wszystko trzeba podeprzeć ciężką pracą. Na przykład Bartek Struss z Marysina. Waży około 150 kilogramów, ma ponad dwa metry wzrostu i ledwie 17 lat. Jest już złotym medalistą mistrzostw Europy. Pamiętam, że gdy przyjechał przed trzema laty na pierwszy trening, nawet przewrotu nie potrafił zrobić. Obecnie jest jednym z większych talentów. Poza nim o największe splendory mogą walczyć Jacek Piersiak z Syreny Gnojnica oraz Mateusz Kandzierski z Kobylina i Andrzej Mazurek z Mieszka Gorzów Wielkopolski. Jeśli chodzi o zawodników TAR-u, ukształtowanym zawodnikiem mogącym błyszczeć wśród seniorów jest Aron Rozum, który w Varnie w bardzo silnie obsadzonej wadze do 85 kg, wywalczył medal. Liczyć powinien się również Kewin Rozum. Także Mateusz Konieczny robi systematyczne postępy. Jest również spora grupa najmłodszych kilkunastoletnich zawodników, z jakimi znakomicie pracuje Marek. Z nich również powinniśmy mieć pociechę.

Coraz bliżej mistrzostw świata. Czy już teraz możesz powiedzieć coś na temat aspiracji polskiej kadry i obecności w niej zawodników TAR-u?
Sumo to sport jednego błędu. Kto go popełni, będzie się mógł poprawić dopiero podczas kolejnego startu. Na tę chwilę mogę powiedzieć, że w zmaganiach indywidualnych prawo startu wywalczyli sobie Aron Rozum i Wojtek Poczta. Najpewniej w drużynie wystartuje także Marcin Rozum. Przed nami jeszcze wiele ciężkiej pracy. We wrześniu najlepsi wystartują jeszcze w Poland Open, po którym będziemy mieli zamkniętą kadrę. O ewentualnych szansach medalowych nie chciałbym się jeszcze wypowiadać. Chętnie wrócę do tej kwestii właśnie po tegorocznym Poland Open. Jeszcze zdanie na temat mego brata Roberta, który ostatnio nie startował. Nikt drogi mu do kadry nie zamyka. Jeśli na przykład, wygra Poland Open, najpewniej znajdzie się w reprezentacji.

Dzięki uprawianiu sumo zwiedziłeś cały świat. Jakie miejsce najbardziej zapamiętasz i dlaczego?
Faktycznie, byłem sześć razy w Japonii czy w USA, gdzie walczyłem w Madison Square Garden. Ciśnienie i wielotysięczna widownia sprawiły, że zapamiętam ten start do końca życia. Wspaniałe wspomnienia tyczą się także mistrzostw świata w Sao Paulo. Nic jednak nie zastąpi widoków norweskich Fiordów.

A który ze startów cenisz sobie najbardziej?
To było tuż po stażu w Japonii. W Ameryce – przy 15 tysiącach fanów – mierzyłem się z ważącym 320 kg Emmanuelem Yavro. Wyglądałem przy nim jak Dawid przy Goliacie i nikt nie dawał mi najmniejszych szans na odniesienie zwycięstwa. Udowodniłem jednak, iż technika jest niezwykle istotna i pokonałem tego olbrzyma.

Na koniec, opisz jakąś zabawną sytuację związaną z Twoją dyscypliną…
Niegdyś, zdarzało się, że poprzez nieumiejętne zawiązanie pasa, przesuwał się on w bok, co sprawiało, iż zawodnicy ze zrozumiałych względów czuli się skrępowani (śmiech). Pamiętam także, jak podczas mistrzostw świata źle zawiązany pas miał Amerykanin. Walczący z nim Mongoł chwycił za niego, a ten po prostu spadł i kibicom ukazał się kompletnie nagi zawodnik.

Rozmawiał Daniel Borski